Ostatnio staram się żyć bardziej 'świadomie', uczyć się, być ciekawą świata, działać w imieniu wyższego dobra. I nie zdawałam sobie sprawy, jak taka postawa działa na mnie źle. Staje się jeszcze gorszym człowiekiem, przeklinam ( w myślach i oralnie ), dokonuje mordów ( w myślach ) i aktów terroryzmu ( jeżeli do aktów terroryzmu zaliczamy nie odnoszenie brudnych talerzy do zlewu, to część udaje mi się wcielić w życie).
W szkole miałam pierwszą lekcję filozofii w życiu. Wyobrażałam sobie niewiadomo co, że jakieś Platony i Arystotelesy, Marksy i Nietzche miały kiedyś coś do powiedzenia, a ja poznam ich dość różniące się punkty widzenia. Spoko, juz przeszlo mi przez mysl nawet zapuszczenie brody. Ale nie! Niestety okazało się, że naucza nas dość nawiedzona kobieta, która uczy nas swojego punktu widzenia. Zaliczenie będziemy mieć z książki Karola Wojtyły, który może i mądrym człowiekiem był, ale wygląda na to, że jego nauki trzeba będzie pokornie przyjąć ze spuszczoną głową. Tak jak to, że całe zło świata jest wynikiem tego, że dzieci w gimnazjach mają wolny dostęp do wiedzy o antykoncepcji.
Przez cały wykład czekałam na wielki finał, gdy biała gołębica wyleci wykładowcy z rękawa.
Po spędzeniu 10 godzin w szkole, mimo, że mi się cholernie nie chciało, polazlam spełnic swój obywatelski obowiązek i zagłosować. Oczywiście okazało się, że na tego pana, przy którym chciałam postawić krzyżyk, moge zagłosować w okręgu dopiero 20 km od Warszawy. Wybrałam mniejsze zło, zagłosowałam na coś innego, ale nie moge przeboleć faktu, że tak się łatwo dałam zrobić w konia. Taka u nas sremokracja, ze nie moge zagłosowac na kogo chce u siebie w okregu.

To zdecydowanie nie na moje nerwy.